czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 1



Odetchnęłam z ulgą, gdy po kilkugodzinnej wędrówce w końcu przystanęliśmy. Ukradkiem spojrzałam na trójkę moich towarzyszy. Tak jak zwykle żywo nad czymś dyskutowali, a mnie za nic nie chcieli spytać o zdanie na dany temat. Znów zaczęło mnie dręczyć uczucie piątego koła u wozu. Starając się nie zwrócić na siebie najmniejszej uwagi wycofałam się kilka kroków do tyłu. Usiadłam na starym pniu i popatrzyłam na zaróżowione niebo. Słońce powoli zachodziło by ustąpić miejsca księżycowi. Przypuszczałam, że za jakieś półtora godziny zrobi się ciemno.
-Przenocujemy w lesie.
Wzdrygnęłam się zaskoczna i przeniosłam wzrok na Evana. Intensywnie wpatrywał się we mnie swoimi niebieskimi oczami. Jako iż nic nie odpowiedziałam prychnął lekceważąco, przeczesał dłonią swoje zakurzone złociste włosy i wrócił do Larrego i Ines. Zmierzyłam go wzrokiem. Od jakiegoś czasu wyraźnie zaczął mi dawać do zrozumienia, że mną gardzi, a ja odpowiadałam tym samym. I takich relacji nie miałam tylko z nim, ale z całą trójką. Kiedyś byliśmy jak rozdzina. No właśnie: byliśmy. Umknął mi moment, gdy to się zepsuło. Być może zaślepiły mnie moje własne myśli oraz zmartwienia i przez to nic nie zauważyłam. Ale nie czas na bezsensowne refleksje.
Wstałam i wolnym krokiem ruszyłam ścieżką, którą wyznaczyła mi trójca idąca parę metrów przede mną. Wpatrzyłam się w ich sylwetki by czasem się nie zgubić. Po paru minutach marszu zatrzymaliśmy się pod drzewem z rozłorzystą koroną. Zaczęli wyjmować potrzebne rzeczy z plecaka podróżnego Larrego, a gdy zaproponowałam pomoc, odmówili.
-Naturalnie...-mruknęłam pod nosem i nie przejmując się tym czy ktoś to usłyszał odwróciłam się i zaczęłam iść przed siebie. Usiadłam w niewidocznym miejscu niedaleko naszego obozowiska. Tak jak to miałam w zwyczaju, gdy byłam sama, zatopiłam się w myślach, a czas upłynął mi tak szybko, że nawet nie zorientowałam się, gdy na niebie zawisł księżyc. Wpatrzyłam się w towarzyszące mu gwiazdy i mimowolnie na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech. Uwielbiałam takie momenty. Dookoła przyroda, noc, cisza i gwiazdy.
-Noemi?
Zwróciłam wzrok ku blondynce i pytająco uniosłam brew. Jeden kącik jej pełnych ust uniósł się nieznacznie ku górze.
-Dołączysz do nas?-spytała.
-Nie-mruknęłam i odwróciłam wzrok z nadzieją, że pójdzie, ale przysiadła obok mnie. Podciągnęłam kolana pod podbródek i czekałam na to, co ma mi do powiedzenia. Reprymenda czy może jakaś ważna informacja? Milczała. Po paru minutach ta cisza zaczęła mnie krępować. Chciałam jej to oznajmić, ale w końcu się odezwała.
-Jutro mija dokładnie szesnaście lat od kąd do nas dołączyłaś i tym samym kończysz dwadzieścia jeden lat.
Spojrzałam na nią zdumiona, ale ona była wpatrzona w jakiś punkt przed nami. Skąd to nagłe zainteresowanie moją osobą? Myślałam, że żadne z nich nie będzie o tym dniu pamiętać, a jednak ona nie zapomniała. Mi zresztą nie musiała o tym przypominać. Nie mogłabym zapomnieć dnia, gdy skończyłam pięć lat i kiedy to właśnie oni jakimś cudem uratowali mnie od szaleńca, który mnie porwał. Wymacałam na szyji złoty łańcuszek i go odpięłam. Otworzyłam zawieszone na nim serduszko, a blask księżyca oświetlił kobietę oraz mężczyzne umieszczonych na małym zdjęciu w jednej z dwóch części zawieszki. W drugiej było zdjęcie małej dziewczynki. Moi rodzice i ja. Jedyna pamiątka po nich. Przymknęłam oczy, ale i tym razem choć bardzo się starałam nie zdołałam przypomnieć sobie żadnej chwili z mojego dzieciństwa. Zwykła pustka w głowie, która czasem doprowadzała mnie do szału.
-Tęsknisz za nimi?
Odwróciłam głowę w jej stronę. Przyglądała mi się swoimi piwnymi oczami, a jej blond włosy rozwiał nocny wietrzyk.
-Nawet ich nie pamiętam-uśmiechnęłam się blado.
-W moim przypadku z bólem wspominam ojca i matkę-westchnęła zniesmaczona, a w jej oczach dostrzegłam skrywany ból.
-Na pewno nie chcesz do nas dołączyć?-dopytała po chwili. Pokręciłam głową na boki. Wstała i poszła. Jej kroki cichły z każdą sekundą, aż w końcu znowu dookoła mnie zapanowała cisza przerywana odłosami natury. Zdjęłam moją znoszoną kurtkę i podłożyłam ją sobie pod głowę. Zamknęłam oczy i mimo braku ochoty na sen i tak odpłynęłam do krainy Morfeusza.


CZYTASZ=KOMENTUJESZ-MOTYWUJESZ :)
I tak oto mamy pierwszy rozdział :D Mam nadzieję, że nie jest on beznadziejny ;)
Ogólem rozdziały będę się starała pisać dłuższe, ale podobnej długości jak ten również będą się zdarzać :)
Miłego dnia życzę ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz